Wiele osób, których nigdy w Chinach nie było, lubi opowiadać o tym jak wyglądają te niby prawdziwe treningi chińskich sztuk walki. No właśnie – właściwie jak one wyglądają? Jak ćwiczą ludzie w Chinach? Jak ćwiczą praktycy Taijiquan w Chenjiagou? Otóż w Chenjiagou ludzie uprawiają całą gamę ćwiczeń fizycznych – typowe ćwiczenia ogólnorozwojowe, rozciągające, kondycyjne, siłowe, etc…. Uprawiają też rozmaite formy walki sportowej takie jak odmiany „Shuaijiao”, czy „Sanda”. Wiele osób, zwłaszcza przyjeżdżających z daleka uczy się wielu nowych ruchów, wkomponowanych w długie i skomplikowane układy – formy ręczne i formy z bronią, dzięki czemu zdobywają oni materiał, który można łatwo sprzedać dalej. Część praktyków wykonuje np. kilka powtórzeń dziennie tej samej formy (niekoniecznie formy Taijiquan, bo nie tylko Taijiquan jest praktykowane w Chenjiagou) chcąc po prostu utrzymać swoje zdrowie i kondycję na zadowalającym poziomie. Niektórzy zostają w czasie swoich ćwiczeń skorygowani, co buduje wrażenie zwiększenia wartości owych ćwiczeń. Są też osoby uparcie starające się nauczyć dogłębnie motoryki Taijiquan – tego co jest podstawą systemu, tego co jest jego silnikiem i największą siłą.
„Kto choć raz napił się wody ze źródła w Chenjiagou,
u tego nogi już zawsze będą się trzęsły”
– miejscowe powiedzenie
Niniejszy artykuł nie ma bynajmniej charakteru szkoleniowego. Nie chcę, aby cała rzesza pseudo-instruktorów zaczęła sprzedawać kolejne elementy techniczne, których nie rozumie. Moim zamierzeniem jest jedynie uzmysłowienie czytelnikom ogólnego charakteru metodyki treningowej systemu Taijiquan. Uznałem, iż najlepiej w tym celu posłuży krótki opis przykładowych treningów.
Trening z grupą Chen Xiaoxinga na placu treningowym
Chyba każdy kto przyleciał do Chin w okresie letnim, od razu po wyjściu z samolotu odczuł dyskomfort związany z tutejszym powietrzem, a w zasadzie z odczuciem jego braku – jego wysoką wilgotnością, całą masą zanieczyszczeń weń zawartych, jego nieprzyjemnym zapachem…
Kolejny upalny dzień. Wychodzę z pokoju… Gdy tylko otwieram drzwi uderza we mnie żar gorącego powietrza. Jest piekielnie gorąco. Mam na sobie tylko szmaciane, lekkie buty i cienkie długie spodnie. Na miejsce ćwiczeń idę jedynie dwie minuty, ale to wystarcza aby zacząć się intensywnie pocić. Po krótkiej rozgrzewce staję wraz z innymi uczniami w pozycji „Zhan Zhuang”. W grupie prowadzonej przez Chen Xiaoxinga ćwiczenie to praktykuje się na każdym treningu od 40 do 60 minut. Powoli mija pierwsze 10 minut… Głośno i charakterystycznie skrzypią drzwi mieszkania Chen Xiaoxinga, po chwili nasz nauczyciel podchodzi do nas spokojnym krokiem i zaczyna poprawiać każdego ćwiczącego. Ja tymczasem czuje jak palą mnie stopy oraz jak gorące powietrze wypełnia moje płuca mimo że stoję w cieniu… Czuję już dotyk dłoni Chen Xiaoxinga… nauczyciel obniża moje biodra i koryguje ich ustawienie. Krew zaczyna płynąć jeszcze szybciej i robi się jeszcze bardziej gorąco pod wpływem wysiłku… Bardzo powoli mijają kolejne minuty, a my stoimy dalej. Pod wpływem zmęczenia uczniowie powoli uciekają z ustawionej pozycji. Co jakiś czas Chen Xiaoxing podchodzi do swoich wychowanków i koryguje każdego ćwiczącego. W końcu klaszcze w dłonie – to oznacza zakończenie ćwiczenia. Uczniowie powoli się podnoszą, choć nogi jakby nie chcą się wyprostować…
Mistrz Chen Xiaoxing koryguje jednego ze swoich uczniów
Następuje kilkuminutowa przerwa, ludzie pół żartem, pół serio patrzą pod kim znajduje się większa kałuża potu… Następnie uczniowie przechodzą do treningu „Chansigong”. Chen Xiaoxing znów udziela instrukcji co do poprawnego wykonywania ćwiczenia. Poprawnego, czyli jakiego? Czyli takiego które ma sens – które nie przynosi ćwiczącemu szkody, a które przynosi najwięcej korzyści. Kilka powolnych, możliwie poprawnych powtórzeń i ma się dość, poziom odczuwanego zmęczenia jest wysoki… chwila przerwy i kolejna seria… Po kilkudziesięciu minutach kolejne ćwiczenie – trening formy. Każdy ćwiczy indywidualnie, najpopularniejszą praktykowaną formą jest „Laojia Yilu”, czyli pierwsza forma tzw. starego stylu. Bez względu na to którą formę praktykują adepci, większość stara się wykonywać ją dobrze… tyle tylko, że w ten sposób często nie jest się w stanie zrobić jej na raz w jednym ciągu. Ćwiczący zwykle dzielą ją na fragmenty robiąc sobie krótkie przerwy na odpoczynek. Znowu pojawiają się trzęsące się nogi, strugi potu ściekające z całego ciała… Tak mija kolejny trening…
Niekiedy Chen Xiaoxing daje swoim uczniom wyjaśnienia ustne, lub opowiada różne historie związane z jego życiem i doświadczeniem. Najczęstsze terminy których używa to „Zhong Xin”, czyli odpowiednik naszego „środka ciężkości”, a także „Ping Heng” czyli „równowaga”, „balans”. Bardzo dużo mówi też o wytrącaniu z równowagi i rozluźnianiu kolejnych partii ciała.
Tymczasem wokół biegają dzieci. Bawią się, rzucają butelkami z wodą, jeżdżą rowerami, skuterami… Raz nawet jeden chłopaczek stracił panowanie nad maszyną i wjechał wprost na mnie. Poza tym, często wokół włóczą się grupy rozradowanych, najczęściej ubranych w kolorowe chińskie stroje, turystów, robiąc nam, niczym zwierzętom w klatce setki zdjęć i filmów…
Trening u Chen Ziqianga
Opiszę najpierw jedno ze swych wspomnień, nie związanych z treningami. Pamiętam zabieg chirurgiczno-stomatologiczny, wyrwanie zęba – ósemki. Ząb ten był mocno zakorzeniony w mojej szczęce. Jego korzenie zbiegały się ku sobie niczym kleszcze. Trzeba go było kroić na kilka części… szarpać… wyrywać kawałek po kawałku… Brrrrr… Moje ciało wyginało się wtedy i podskakiwało w spazmach bólu w niekontrolowany sposób… Były to dla mnie istne tortury trwające wieczność. Takie ekstremum dla układu nerwowego przeżyłem dwa razy – wtedy na fotelu stomatologicznym i na treningach u Chen Ziqianga.
Każdy taki trening rozpoczyna się oczywiście ćwiczeniem „Zhan Zhuang”. Najpierw stoję przez kilkanaście minut sam. Potem podchodzi Chen Ziqiang i zaczyna mnie mozolnie korygować, niczym rzeźbiarz swoje dzieło. Najpierw skupia się na rękach i tułowiu skrupulatnie korygując kolejne partie ciała. Kość za kością, wręcz centymetr po centymetrze prostuje i rozluźnia sylwetkę. Przesuwa mnie we wszystkich płaszczyznach, to odrobinę w lewo, to odrobinę w prawo… Następnie wypina moje biodra bardzo mocno do tyłu i wciska swoje silne palce głęboko w moje ciało. Stopniowo obniża też moją pozycję i przenosi ciężar ciała na mięśnie ud. Układ wydolnościowy pracuje coraz intensywniej, zaczynam się czuć jakbym się gotował niczym woda nad paleniskiem znajdującym się w nogach. Pojawia się też specyficzny ból gdzieś głęboko w udach. Ciało mimowolnie próbuje uciec od tego bólu. Tymczasem Chen Ziqiang trzyma mnie mocno, na jego twarzy widać grymas wysiłku. Moje ciało się trzęsie, nogi się palą… Staram się za jego namowami rozluźnić, wówczas krew spływa do nóg, na moment czuje się lepiej i czuję więcej siły w pozycji, lecz po chwili ból i zmęczenie wracają i ciało znów zaczyna wykonywać niekontrolowane skurcze mięśni w różnych partiach ciała… Tak mijają powolnie kolejne minuty walki z samym sobą, Ziqiang powoli, stopniowo obniża pozycję wciąż mnie mocno trzymając…
Mistrz Chen Ziqiang uczący jednego z uczniów poprawnego ćwiczenia „Zhan Zhuang”
Krótka przerwa na odpoczynek. Po niej kolejna seria tego samego ćwiczenia. Znów przez kilka, kilkanaście minut stoję sam, po czym zjawia się Chen Ziqiang i cała zabawa zaczyna się od nowa… Tak mija pierwsze półtorej godziny treningu porannego. Dalszą część treningu wypełnia ćwiczenie „Chansigong” oraz korygowanie formy „Laojia Yilu”, wyglądające w zasadzie identycznie jak trening „Zhan Zhuang”. Po obiedzie trening popołudniowy – powtórka z rozrywki…
Trening „Shuaijiao” z Chen Ziqiangiem
Treningi wszelkiego typu „Tui Shou”, czyli tzw. „pchających dłoni”, aż po „wolne pchające dłonie” („wolne” w znaczeniu „swobodne, nieschematyczne”), czyli rywalizację zwaną w Chinach jako „Shuaijiao” – chińskie zapasy funkcjonujące w kilku odmianach, są pod wieloma względami esencją i odzwierciedleniem własnej praktyki Taijiquan. Dzięki nim możemy poddać testowi swoje ciało i swoje umiejętności, które staramy się rozwijać poprzez samodzielny trening. Możemy bez trudu sprawdzić czy łatwo wytrącić nas z równowagi i w których częściach ciała się blokujemy. Możemy odpowiedzieć sobie na pytanie chyba najważniejsze – czy w ogóle to co ćwiczyliśmy w ostatnim czasie przyniosło jakieś efekty…
Trening „Shuaijiao” z mistrzem Chen Ziqiangiem
(Warszawa, 2011 rok)
(zdjęcie: Mirosław Chińcza, umieszczone za jego zgodą)
Rywalizacja w formule „Shuaijiao” jest w Chenjiagou bardzo popularna. Chen Ziqiang w trakcie takiego treningu zachowuje się jak tygrys odbijający rzucane w niego piłki. Po prostu staje przed przeciwnikiem niczym worek treningowy pozwalając na szukanie sposobu przewrócenia go na ziemię. Chen Ziqiang jest niski, nawet jak na chińczyka, waży również niewiele, mimo to próby obalenia go kończą się fiaskiem. Jego postura i siła są bardzo solidnie osadzone. Świetnie sobie radzi z siłą przeciwników większych od siebie, co jakiś czas przewracając ich na ziemię niby przypadkiem, pod wpływem użycia ich własnej siły. Gdy natomiast jego twarz zmieni wyraz na skupioną i zaciekłą, a w oczach pojawi się błysk, to znak, że zabawa się skończyła. Wówczas to on zaczyna atakować. W mgnieniu oka pozbawia swoich przeciwników równowagi, a gdy się przewracają, lub gdy już wylądowali na ziemi, zaznacza możliwość wykonania uderzenia, kopnięcia, lub tupnięcia… Ot, taka zabawa w kotka i myszkę, zabawa która jest względnie bezpieczna i bardzo rozwojowa. Chen Ziqiang stosuje całą gamę wyciągnięć z równowagi, pchnięć wszelkimi częściami ciała uzupełnionych o rozmaite podhaczenia nogami. Jego pchnięcia sprawiają, iż przeciwnik błyskawicznie ląduje na ziemi. Są silne i szybkie, ale nie powodują bólu i kontuzji. Nie powodują, choć mogłyby połamać kości nie jednemu zawodnikowi. Po kilku poważnych złamaniach jakich doznali ćwiczący z nim Europejczycy kilka lat temu, Chen Ziqiang raczej się broni aniżeli atakuje. Podczas treningów z uczniami unika wykorzystywania uderzeń i dźwigni, niekiedy demonstruje je jedynie w celach instruktażowych, lub wykonuje je z użyciem niewielkiej siły. Oczywiście, planując pełnowymiarowe treningi „Shuaijiao” w Chenjiagou należy zaopatrzyć się w środki farmakologiczne stosowane w przypadku stłuczeń, naciągnięć mięśni czy skręceń stawów. Podobnie jak w każdej innej dyscyplinie sportu, bezwzględnie należy też, zgłosić wszelkie kontuzje, z którym przyszło się nam borykać.
Trening w mieszkaniu Chen Xiaoxinga
Jeden z uczniów zabiera mnie do mieszkania Chen Xiaoxinga. Mam usiąść na kanapie, obok niego i mistrza. Rozmawiają… Opowiadają chyba jakieś stare dzieje i wspólne przygody, w każdym razie dobrze się bawią… Mija kilkanaście minut mojej konsternacji i gapienia się w podłogę z płyt lastryko… W końcu uczeń wychodzi, a ja zostaję sam na sam z nauczycielem. Staję na środku dużej przestrzeni do ćwiczeń w głównym pokoju. Dobrze, że działa klimatyzator, nie jest za gorąco.
Zdjęcie z mistrzem Chen Xiaoxingiem przy okazji pokazu dla lokalnej telewizji
(Chenjiagou, 2011 rok)
Zaczynamy od ćwiczenia „Zhan Zhuang”. Chen Xiaoxing, w czasie tego treningu skupia się na kilku wybranych aspektach, poprawiając co kilka minut te same elementy. W międzyczasie często spogląda ukradkiem przez okno, podpatrując swoich uczniów trenujących na placu pod jego mieszkaniem. Co jakiś czas popija on swoją herbatę, lub zapala swojego papierosa… Tymczasem ja ciągle stoję, a strugi potu ściekają po mnie niczym po stromym dachu w czasie deszczu… W końcu Chen Xiaoxing oznajmia koniec ćwiczenia „Zhan Zhuang”. Spoglądam na zegar wiszący na ścianie – nie było długo, jedyne 40 minut. Mam chwilę przerwy na rozruszanie ciała i odpoczynek. Następnie wykonuję jeszcze ćwiczenia „Chansigong” przez około pół godziny. Znów pracujemy nad kilkoma, wybranymi aspektami danego ćwiczenia. Chen Xiaoxing co kilka minut poprawia mnie prowadząc ruch i ustawiając moje ciało. Poprzez jego dotyk jestem w stanie odczuć ogromny spokój tego człowieka oraz jego ogromną siłę, człowieka o głębokim i ciepłym sercu, prowadzącego proste, nieskomplikowane życie.
Ubiór treningowy
Chciałbym napisać też kilka słów o ubiorze treningowym. W Chenjiagou nie spotkamy się z żadnymi wymogami dotyczącymi odzieży treningowej. Latem najczęściej stosowanym ubiorem górnej części ciała jest koszulka bez ramiączek (taka jak do koszykówki), koszulka z krótkim rękawem (często z nadrukowanym jakimś zachodnim motywem, np. napisem „Italia”), lub po prostu brak koszulki. Jeśli chodzi o spodnie to dominują krótkie spodenki (najczęściej takie jak do koszykówki). Widziałem także ludzi ćwiczących w sztywnych jeansach, oraz takich których ubranie treningowe było podarte, czy też wielokrotnie cerowane, więc nie należy się przejmować tym, co się włoży na siebie idąc na trening. Co do butów, to najczęściej nosi się lekkie, szmaciane trampki, lub klapki. Zdarza się spotkać ćwiczących bez obuwia. W okresie letnim odradzałbym zabierania ze sobą obuwia treningowego z Polski – najprawdopodobniej okaże się za ciepłe. Najlepiej kupić sobie jakieś najtańsze, lekkie trampki w jednym z miejscowych sklepów za równowartość 15-20 złotych. Podobnie, można tu kupić całą odzież treningową. Dodam, że w Chenjiagou nawet w październiku potrafi być upalnie, średnia roczna temperatura otaczającej prowincji wynosi prawie 15 stopni, czyli trochę więcej niż w Polsce. W okresach chłodniejszych stosowana odzież jest naturalnie grubsza i cieplejsza.
Podsumowanie
Metodyka treningowa systemu Taijiquan i jego koncepcje są dla mnie po prostu sensowne, jasno sprecyzowane, praktyczne, dające widoczny rozwój z tygodnia na tydzień. Poza tym, w dzisiejszych czasach mamy dostęp do nauk dawanych przez przedstawicieli systemu Taijiquan, których praktyczne umiejętności są bardzo wysokie, czego przykłady możemy znaleźć w internecie. Ponadto, gdy widzę osoby starsze, które przekroczyły np. pięćdziesiąty rok życia, będące w wyśmienitej kondycji psychofizycznej, których ciała, w przeciwieństwie do przedstawicieli innych styli, nie zostały przeorane licznymi kontuzjami, a mimo to potrafiące ze swobodą wręcz wystrzeliwać szybkie i potężne uderzenia rozmaitymi częściami ciała, a także swobodnie zwyciężać rywalizację z innymi osobami, wówczas myślę sobie że, to jest coś wartościowego, że to jest sztuka którą chcę uprawiać.